Przeszedłem Wiedźmina - moje wrażenia z gry

+3

Uwaga!

Niniejszy blog zawiera spojlery. Jeżeli nie było ci dane zagrać w Wiedźmina, a masz w planach i chcesz mieć większą zabawę podczas rozgrywki, odradzam czytanie tego bloga. A dla tych, którzy już go przechodzili, bądź też nie mają w planach nigdy tego robić, zapraszam do lektury!

Prolog

Prolog rozpoczyna się oczywiście w Kaer Mohren. Od samego początku gry zastanawiałem się, co będzie jej głównym wątkiem, jaki będzie cel tej gry. I szczerze mówiąc prawie aż do samego końca prologu nie uświadomiłem sobie, że będzie to zwalczenie Salamandry. Myślałem, że atak na Kaer Mohren to tylko jakiś zwykły atak, jak każdy inny. Jednak informacja o wykradnięciu przez Salamandrę wiedźmińskich tajemnic już mnie oświeciła. Smutna była bardzo śmierć Leo i do końca rozgrywki miałem z tyłu głowy chęć pomszczenia go.

Na początku też nie za bardzo ogarnąłem, jak działa system walki. Próbowałem machać myszką dookoła ekranu, spamować nią i inne dziwne sztuczki. Dopiero ogarnąłem, o co chodzi, na początku drogi do otwarcia bramy, gdy miałem do pokonania przeciwnika, z którym walczyło się stylem silnym.

Akt I

Akt I to Podgrodzie Wyzimy. Nie bardzo jeszcze wtedy ogarniałem, co dokładnie mam robić według fabuły, nie skupiałem się też za bardzo na zadaniach pobocznych innych, niż te z ogłoszeń.

Byłem pewien, że po śmierci opiekunki Alvina ten będzie mocno rozpaczał, aczkolwiek widocznie się przeliczyłem.

Strażnicy terenu dookoła karczmy zamknęli bramy, toteż zastanawiałem się, jak dotrzeć do podgrodzia w inny sposób. Dopóki nie postanowiłem jednak spróbować po prostu otworzyć bramę, no i się okazało, że ta jedna była akurat otwarta. Trochę głupio wyszło...

W Podgrodziu jedną z napotkanych postaci był krasnolud Zoltan, którego bardzo polubiłem. Wielebny nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, wydawał mi się za bardzo uparty i apodyktyczny, ale mimo wszystko starałem się z nim jakoś dogadywać.

Pod koniec aktu zdecydowałem o niewinności Abigail w sprawie bestii, przez co oczywiście Wielebny wraz ze swoją ferajną rzucili się na mnie, ale dałem radę ich pokonać. Na koniec stoczyłem walkę z bestią w towarzystwie wiedźmy, gdzie poniosłem swoją pierwszą śmierć. I drugą w zasadzie też. Ale po kilku tych próbach przypomniałem sobie o istnieniu znaków, toteż postanowiłem je wykorzystać. Udało się wtedy pokonać bossa bez śmierci.

Akt II

Akt II toczy się w Wyzimie Klasztornej oraz na bagnach. Pojawienie się w loszku było dokładnie tym, czym się spodziewałem po rzezi w Podgrodziu. W kanałach postanowiłem pokonać kuroliszka z pomocą Zygfryda, jako że wydawał mi się fajną osobą. Później zaprosiłem go także na przyjęcie do Shani w jednym z zadań pobocznych, choć początkowo miałem w planach zaprosić Zoltana.

Masę czasu w tym akcie spędziłem na wykonywaniu pobocznych zadań, chyba najwięcej spośród wszystkich aktów w tej grze. Po ukończeniu większości z nich postanowiłem skupić się w końcu na wątku fabularnym, który polegał na współpracy z detektywem w sprawie śledztwa. Jak się później okazało, Azarem Javedem w przebraniu. Na ciało samego detektywa w krypcie cmentarnej zareagowałem w taki sposób: "O, ciało Raymonda tu leży, fajnie."

W międzyczasie zastanawiałem się, jak wejść do szpitala bez płacenia strażnikowi, jednak ostatecznie postanowiłem go przekupić. Bez korupcji mało rzeczy da się załatwić w Wyzimie.

Na końcu miałem już na bagnach aktywne wszystkie obeliski, poza jednym - tym, którego aktywuje się kamieniem zdobywanym po walce z golemem. Jednak zanim do tego starcia doszło, szukałem go praktycznie wszędzie na bagnach. W obozie Scoia'tael nic, w jaskini nic, u druidów też nic. Parę razy poszedłem zapytać Kalksteina o sposób jego zdobycia, ale nie miałem dostępnej takiej opcji dialogowej. Na bagnach bawiłem się też uruchamianiem pylonów, które nie miałem pojęcia, do czego służą, ale myślałem, że dzięki nim dostanę to, co chcę. Dostałem, ale z pioruna.

Gadałem z moim współlokatorem odnośnie tego, ponieważ jest on fanatykiem tej części Wiedźmina, a od początku studiów często go widywałem grającego w tę grę. Ten po długiej konwersacji w końcu polecił mi udać się do Zygfryda, który przebywał ze swoim oddziałem na bagnach. Pomogłem mu w bitwie przeciwko Scoia'tael, ale dalej nie miałem pojęcia, jak zdobyć ostatni kamień. W końcu mój współlokator powiedział mi, żeby udać się "do tej babci z bagien", czyli Vaski. Nie wydawało mi się to logiczne, ale poszedłem do niej i tak. Na szczęście jej mogłem zapytać o brakujący element, a dalej już sobie poradziłem, jeśli chodzi o ożywienie golema.

Podczas walki szło mi dobrze, biłem golema tak, że ten nie miał możliwości skrzywdzenia mnie, jednak strasznie wolno mu schodziło HP. Współlokator powiedział mi, aby użyć pylonów do zwalczenia golema, kiedy ten będzie w środku trójkąta utworzonego z nich, a ja będę na zewnątrz - wtedy golem dostanie, a ja nie. Spróbowałem "na jego odpowiedzialność", a skutek, jak się spodziewałem, był odwrotny - golem nie dostał, a ja tak, mimo że to on był w środku, a ja nie. W każdym razie zginąłem i walkę musiałem rozpocząć od nowa. Tym razem nie chciałem kombinować i zabiłem go normalnie, choć trwało to dosyć długo, zanim całe HP mu spadło do zera.

Po wszystkim udałem się do wieży maga i zawalczyłem z Javedem, który uciekł.

Akt III

W akcie III dostępne są te same lokacje, co w akcie II, plus Wyzima Handlowa. Na początku myślałem, że Triss zabrała mnie z powrotem do Kaer Mohren, ponieważ miałem nadzieję na ponowne odwiedzenie tej lokacji w grze, co się jednak nie stało. Później się okazało, że to jednak nadal jest Wyzima, lecz Handlowa. W tym akcie pierwszym zadaniem pobocznym, jakie wykonałem, była impreza u Shani, o której już wspomniałem wcześniej. Jako, że tego samego dnia chciałem pójść jeszcze do Leuvaardena na przyjęcie, trochę się zdenerwowałem, jak Jaskier "zmusił" mnie do wyjścia z Zoltanem do Misia Kudłacza.

Po wszystkim poszedłem do Shani, u której zostawiłem wcześniej Alvina. Dlaczego u Shani, a nie u Triss? Chciałem zostawić go najpierw u Shani, żeby się nie denerwowała, a potem odebrać go Shani i przekazać Triss. Niestety gra nie przewiduje takiej możliwości, co również mnie zirytowało. I tak podwójnie zirytowany zamknąłem grę i zająłem się innymi rzeczami.

Kiedy ponownie usiadłem do Wiedźmina, poszedłem do Leuvaardena na przyjęcie, z którego wyszedłem chcąc wykonać jakieś zadanie, ale nie pamiętam, jakie. Wtedy zaczepił mnie chłopiec mówiący o napadzie na bank Vivaldich w Wyzimie Handlowej, dlatego też postanowiłem najpierw udać się właśnie tam. I tu znowu gra nie przewidziała tego, co będę chciał zrobić, ponieważ Yaevinnowi udało się przekonać mnie do pomocy im w ucieczce z banku, co uznałem za najbardziej neutralną opcję, ponieważ miałem nadzieję, że temerscy żołnierze ich złapią i pociągną do odpowiedzialności. W ten sposób chcąc trzymać neutralną stronę, ale trzymać się nieco bliżej zakonników, ci zaczęli mnie nienawidzić mimo wszystko. Szkoda tylko, że ani kowal zakonny, ani kowal-krasnolud nie chcieli ze mną współpracować.

Myśląc, że zakon nadal będzie mnie lubiał, poprosiłem Zygfryda o pomoc w zwalczeniu Salamandry, na co ten nazwał mnie zdrajcą za akcję w banku i odmówił. Byłem więc zmuszony poprosić o pomoc Yaevinna, którego nie mogłem nigdzie znaleźć. Szukałem go w całych bagnach zanim zdecydowałem się zajść do Vivaldiego, gdzie ostatecznie spotkałem również przywódcę Scoia'tael. Ten na szczęście się zgodził, toteż po przygotowaniu się na starcie i kolejnej wycieczce do Leuvaardena Triss teleportowała mnie i Yaevinna do kryjówki Salamandry, gdzie... wywaliło mi grę. I musiałem się przygotowywać od nowa, bo gra nie zrobiła autozapisu odkąd rozmawiałem z Triss. W każdym razie bardzo satysfakcjonująca była walka z ludźmi Salamandry, a potem zabicie Magistra. Choć tak naprawdę zabiłem go 2 razy, bo znowu wywaliło mi grę.

Po jego pokonaniu zrobiłem zapis i ruszyłem naprzód, gdzie znajdowała się jaskinia pełna kikimor. Szło mi z nimi dobrze, dopóki nie zginąłem od królowej kikimor na hita. Dopiero wtedy zrozumiałem, o co chodzi z cutscenką z tą kikimorą - ona była za mną i mnie goniła. Dlatego też przygotowałem się na walkę, zrobiłem zapis i próbowałem zawalać podpory zgodnie z tym, co sugerował Geralt. Nie wiedziałem jednak, jak, dlatego przeszedłem całą jaskinię do końca szukając alternatywy, której oczywiście nie znalazłem i znowu zginąłem. Potem udało się zawalić podpory za pomocą znaku, jednak jedna z nich w pewnym momencie nie chciała się zawalić, przez co znowu zabiła mnie wielka kikimora. Była to na szczęście moja ostatnia śmierć w ciągu całej rozgrywki. Ostatecznie udało się zawalić jaskinię i pokonać wszystkie kikimory, toteż ruszyłem do wyjścia, gdzie zostałem zaskoczony postawą królewny Addy wobec mnie.

Akt IV

Akt IV to wioska w Odmętach i jej okolice. Cały ten akt przeszedłem w jeden dzień (oczywiście realny, nie wiedźmiński). Pierwszą rzeczą, jaką postanowiłem zrobić, było udanie się do Berengara, którego historia opowiedziana w aktach wcześniejszych mnie bardzo zaciekawiła. Dopiero po rozmowie z nim zorientowałem się o istnieniu wioski na południu, do której czym prędzej się udałem. Cały ten wątek z tym ślubem, który się tam odbywał, był ogólnie śmieszny przez oczywiste nawiązania do Balladyny, nawet imię jednej z sióstr było identyczne, jak siostry Balladyny. Dopiero w tym akcie polubiłem nieco bardziej Jaskra, który wcześniej wydawał mi się gościem, który po nic wtyka się w nieswoje sprawy. A tu chociaż się przydał do odczarowania Aliny.

W krypcie na brzegu i w krypcie na polach szukałem wskazówek dotyczących zbroi Kruka, jednak jak się okazało, nie tędy droga, ponieważ zdobywa się ją w akcie V.

Nieciekawe były także elfy pod dowódctwem Toruviel, które prosiły mnie o jedzenie, a odrzucały owoce i ryby wykrzykując, że czy żartuję. Strasznie wybredne...

Na końcu aktu Zakon Płonące Róży zaatakował wioskę w Odmętach, która to wcześniej została zajęta przez oddziały Toruviel. Po rozmowie z oboma dowódcami oraz z Jaskrem uznałem, że zanim podejmę ostateczną decyzję - uciec z pola bitwy, czy pomóc elfom, poczytam w necie na temat tego, która decyzja jest lepsza. Na jakimś forum wyczytałem, że ucieczka z bitwy narazi mnie na gniew zarówno zakonu, jak i Scoia'tael, więc zdecydowałem się mimo wszystko wesprzeć elfy, aby wsparcie mieć chociaż z ich strony. No a później - do Wyzimy!

Akt V

Akt V razem z epilogiem również przeszedłem w przeciągu jednego dnia. Tym razem skupiłem się na początku na walce u boku nieludzi, gdzie nie miałem pomysłu, jak dotrzeć do potrzebującej pomocy Toruviel, którą dzieliła ode mnie sterta palącego się gruzu. Z tego powodu użyłem znaków do zabicia zakonników czuwających wokół niej z dystansu, co powiodło się. Ale i tak musiałem się tam fizycznie pojawić i wtedy dopiero odkryłem drogę przez środek Starej Wyzimy. Wszystkie siły zakonu zostały chwilę później rozbite, a ja wybrałem się na bagna odnaleźć części potrzebne do zrobienia zbroi Kruka.

Po zebraniu wszystkich części zostałem zamknięty w krypcie do czasu pokonania bestii strzygi-Addy. Dobrze, że były tam ogniska, bo inaczej byłoby nieciekawie siedzieć cały czas i czekać na zmrok, kiedy by się pojawiła. A chciałem zawalczyć z nią w nowiutkiej zbroi... W każdym razie, po jej pokonaniu zostało jeszcze tamto narzędzie o skomplikowanej nazwie, które trzeba było zdobyć w starej kopalni. Po przeszukaniu jej całej dopiero zdecydowałem się na przeczytanie szczegółów zadania, w której była mowa o dwóch zaklęciach ognia i jednego powietrza. Geralt co prawda awatarem nie jest, ale znaki o podobnych mocach są dla niego dostępne, nie miałem żadnych problemów z rozszyfrowaniem, o jakie chodzi. Tylko na początku zrozumiałem, że mam tylko raz rzucić zaklęcie ognia, więc musiałem znowu czekać, aż załaduje mi się energia, by móc je rzucić ponownie.

Ostatecznie zbroję zdobyłem, po czym przygotowałem eliksiry i ruszyłem do kryjówki Salamandry razem z Yaevinnem, który pomógł rozprawić się z mutantami i wejść do miejsca, w którym ukrywał się Azar Javed. Po dotarciu do niego musiałem najpierw stoczyć walkę ze stworzoną przez niego istotą. Dwukrotnie byłem blisko śmierci, ale dzięki znakom i eliksirom udało się ostatecznie ją pokonać. Sama walka z Javedem była dosyć prosta i nie wymagała nie wiadomo jakich umiejętności, niemniej jednak zabijanie szefa organizacji przestępczej było i tak satysfakcjonujące.

Po walce wypiłem kota, czyli eliksir na widzenie w ciemnościach, i zacząłem rozglądać się dookoła za skradzionymi wiedźmińskimi tajemnicmi, jednak jak się okazało, nie było żadnego przejścia w żadne podziemia i tylko zmarnowałem ten eliksir. Po wszystkim ruszyłem z Yaevinnem do króla Foltesta do Wyzimy.

Akt ten był moim zdaniem stosunkowo bardzo krótki w porównaniu do pozostałych i mógłby być nieco dłuższy, najlepiej, aby część epilogu przenieść do aktu V.

Epilog

Epilog bardzo się dłużył i momentami nie chciało mi się dalej przechodzić go, ale myśl o tym, że mogłem jeszcze tego samego dnia przejść całą grę, był bardzo dobrym motywatorem. Tu oczywiście wyruszamy spod bramy do Wyzimy Handlowej i po rozmowie z królem Foltestem ruszamy zabić faktycznego posiadacza skradzionych wiedźmińskich tajemnic, czyli wielkiego mistrza zakonu, który współpracował z Azarem Javedem. Droga do niego była moim zdaniem sztucznie przedłużana, a sam pojedynek z Zygfrydem, a później mutantami, był wystarczający. Podczas walki przez chwilę myślałem, że mutanty zabiły Yaevinna, jednak on tylko leżał i tak wyglądał, bo po chwili wstał i rozmawiał, jakby nic się nie stało. Doszliśmy do wejścia do zakonu, gdzie mnie zostawił, a ja wszedłem.

Po rozdaniu talentów i medytacji przy ognisku zabiłem strażników i wszedłem do sali z (prawdopodobnie) uchodźcami. Nie chciało mi się jednak słuchać tego, co wielki mistrz będzie miał mi do powiedzenia, więc próbowałem wszelkich sposobów, aby to pominąć. Jak się okazało za chwilę, był to błąd, ponieważ nie do końca zdawałem sobie sprawę, w jaki sposób Geralt i wielki mistrz mogliby się znaleźć w lodowej krainie. Ona sama też zdaje się być swego rodzaju sztucznym przedłużeniem, chyba że w pominiętym przeze mnie fragmencie jest jeszcze coś istotnego. Będę musiał to zaraz sprawdzić.

Na końcu czekało mnie starcie z tym człowiekiem, z którego wyszedłem zwycięsko, choć momentami było groźnie. Po walce pojawił się ten wielki, niebieski duch, któremu powiedziałem, że wielki mistrz jest mój, stoczyłem więc jeszcze jedną walkę z nim, zabiłem ostatecznie wielkiego mistrza i przeniosłem się do Wyzimy, gdzie czekał na mnie Jaskier. Fajnie było go zobaczyć.

I w tym momencie po wzięciu tajemnic i skierowaniu się do wyjścia gra się kończy. Moje ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne, chociaż są rzeczy, które można by dopracować lub przewidzieć, albo chociaż poinformować gracza, że np. podczas napadu na bank nie ma drogi na pozostanie neutralnym i trzeba się opowiedzieć po czyjejś stronie. Na pewno będę jeszcze próbował przejść tę grę grając po stronie zakonu i będąc neutralnym, jak również zagrać w Wiedźmina 2 i 3, jednak obecnie wolę się skupić na studiach i nauce, bo za niedługo będzie sesja.

+2
Poziom 15
14 sty, 2024
to jest spam (jk)
+2
Poziom 57
15 sty, 2024
everything that has the purpose of making the Polish section have more blogs than the French section is not spam :))